Pamiętacie te czasy, gdy Nikon wypuścił 35mm f/1.8 S i wszyscy myśleliśmy: "No okej, fajny, ale gdzie ta prawdziwa perełka?" Potem pojawił się 35mm f/1.4, ale umówmy się – nie był to obiektyw, który przyprawiał o szybsze bicie serca. No i teraz Nikon postanowił rozwalić system i powiedział: "Dobra, macie – Nikon Z 35mm f/1.2 S!".
I w tym momencie moje podejście do 35mm zaczyna się zmieniać… Bo jak tu nie chcieć takiego słoiczka?!
Dlaczego muszę to mieć?!
Po kolei – ten obiektyw to nie tylko klasyczne 35mm, które w reportażu ślubnym i portretach lifestyle’owych jest absolutnym must-have. To obiektyw, który daje f/1.2, a więc rozmycie tła tak kremowe, że można by nim smarować poranną bułkę. A jakby tego było mało, dorzucili dwa silniki STM do autofocusa – więc nie tylko ostrość będzie trafiona nawet przy minimalnej głębi ostrości, ale i całość będzie działać płynnie jeśli np. będziemy chcieli użyć trybu wideo. W skrócie – idealny, gdy chcę uchwycić te ulotne chwile, jak spojrzenie pary młodej podczas przysięgi... albo uśmiech "zza krzaczka" 😅

Ale to dopiero początek. Konstrukcja optyczna obejmuje 17 elementów w 14 grupach, w tym dwie soczewki asferyczne i elementy ED, co oznacza minimalizację aberracji i perfekcyjną ostrość od brzegu do brzegu. Do tego dochodzą powłoki o nazwach tak skomplikowanych, że brzmią jak tajemne zaklęcia z Hogwartu: Meso Amorphous Coat, Nano Crystal Coat i ARNEO skutecznie eliminują flary i duszki, nawet gdy fotografuję pod ostre światło – a to w reportażu ślubnym zdarza się często, zwłaszcza przy pracy na zewnątrz, w złotej godzinie czy podczas dynamicznych momentów, takich jak pierwszy taniec z reflektorami w tle. Tak, wreszcie mogę zapomnieć o ujęciach z niespodziewanymi „efektami specjalnymi” w postaci duchów świetlnych nad głową pana młodego.
Dodatkowo, konstrukcja odporna na kurz i wilgoć sprawia, że ten obiektyw nie tylko będzie mi służył w idealnych warunkach, ale również w deszczowy dzień, gdy para młoda postanawia, że jednak warto mieć romantyczne ujęcie pod parasolem. A co najlepsze – pierścień sterujący można dostosować do własnych potrzeb, więc szybkie zmiany przysłony lub ISO to kwestia intuicyjnego ruchu ręką. Koniec z nerwowym szukaniem przycisków w kluczowym momencie – bo jak wiadomo, najlepsze kadry dzieją się wtedy, gdy fotograf akurat zmienia ustawienia.

Czy to znaczy, że zdradzam moje 35mm f/1.8 S?
No i tutaj Nikon mnie podpuścił. Bo kiedyś myślałem, że 35mm f/1.8 S wystarczy mi na długo – w końcu to świetne szkło, ostre i lekkie. Ale teraz, gdy widzę, co potrafi f/1.2, nie mogę się pozbyć myśli, że warto byłoby wymienić moją dotychczasową 35-tkę na coś jeszcze bardziej wyjątkowego.
A skoro już Nikon tak namieszał mi w głowie, to zaczynam myśleć szerzej – mamy teraz 35mm, 50mm i 85mm f/1.2, czyli świętą trójcę jasnych stałek. Wyobraźcie sobie te portrety, te ujęcia szerokie z niesamowitą plastyką! No i jak tu nie dążyć do jej skompletowania?
Ile to kosztuje i czy warto?
No cóż… na pewno nie kosztuje tyle, co budżetowa 35-tka. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – jeśli Nikon zdecydował się zrobić coś takiego, to znaczy, że ten obiektyw jest inwestycją na lata. A jeśli coś ma sprawić, że moje zdjęcia będą jeszcze bardziej magiczne, to nie ma się co zastanawiać.
Podsumowując – Nikon, znowu mnie zaskoczyłeś. I znowu zmieniłeś moje plany zakupowe. Czas zacząć odkładać! 😅